DOMINIKANA – co warto zobaczyć? – czyli Karaiby po raz drugi cz.1

Dominikana to naszym zdaniem jedno z piękniejszych miejsc na świecie. Z początkiem roku wybraliśmy się po raz kolejny na Karaiby (post z pierwszego wyjazdu możecie zobaczyć tutaj). Wyjazd zorganizowaliśmy na 16dni, dla dwunastoosobowej grupy, zapraszając najbliższą rodzinę i znajomych. Podróż ta miała dla nas szczególne znaczenie, to tam wzięliśmy swój wymarzony ślub <3

Wpis podzielony jest na trzy części, w których przybliżymy wam:
1. co ciekawego warto zobaczyć na Dominikanie
2. jak przygotować się do wyjazdu, w tak licznej grupie
3. jak zorganizować ceremonię ślubną na plaży

no to zaczynamy 🙂

Pomysł na wyjazd pojawił się na przełomie lipca i sierpnia. Postanowiliśmy zaprosić naszych rodziców i najbliższych znajomych. Finalnie uzbierała się 12 osobowa grupa:)

Przez pierwszy tydzień mieszkaliśmy na uboczu, warunki i komfort jaki mieliśmy mieszkając w tej okolicy, wynagradzały odległość od plaż. Zaprzyjaźniliśmy się z Jose, miejscowym chłopakiem, który mieszkał obok pomagając tacie w opiece nad naszą hacjendą 🙂

Jose, pozornie zwykły chłopak z małej wioski, z wielkim sercem i cudownymi marzeniami nie miał łatwo w życiu. Choruje na mózgowe porażenie dziecięce, przez co ma problemy z poruszaniem się i mówi trochę niewyraźnie. Dzieciństwo spędził pod opieką babci, a później w ośrodku dla niepełnosprawnych dzieci. Mimo tylu przeciwności losu ma dużo energii, jest zawsze uśmiechnięty i otwarty na poznawanie nowych ludzi.

Chłopak z marzeniami 

Zwierzył się nam, że jego marzeniem jest otworzyć swój własny sklep z ubraniami oraz nauczyć się języka angielskiego. Trzymamy kciuki żeby się udało! Podczas tygodniowej podróży na Samanie, był naszym towarzyszem i przewodnikiem. Pomógł nam zorganizować wycieczki po półwyspie oraz opowiadał o miejscowej kulturze i zwyczajach. Na pożegnanie dostał od nas koszulkę z Krakowa oraz słownik do angielskiego z rozmówkami, aby każdego dnia być bliżej swojego celu.

Bez niego ten wyjazd nie byłby taki sam.

Dominikana, Półwysep Samana

Położony na północnym wschodzie wyspy, olśniewa swoją rożno-rodnością i gajami palmowymi. Bezludne plaże z delikatnym białym piaskiem i kryształową wodą, nad którą pochylają się palmy kokosowe – to główne atrakcje Samany. Jeśli kiedyś odwiedzicie Dominikanę jest to miejsce, które po prostu musicie zobaczyć!

Playa Rincon

Daleko od miast i bez tłumu turystów, uważana za jedną z najpiękniejszych plaż Dominikany. Często znajduje się w rankingach najpiękniejszych plaż świata. Tuż obok płynie rzeka z krystalicznie czystą wodą, która wypływa z dżungli, a na niej wyrastają lasy namorzynowe. W połączeniu z plażą i oceanem w oddali tworzy zjawiskowy widok. 

Santa Bárbara de Samaná

 

Typowa nadmorska mieścinka, słynie z kolorowych domków znajdujących się nad brzegiem oceanu oraz z najlepszego miejsca wypadowego do podziwiania humbaków. Z zimnych północnych wód co roku od grudnia do stycznia, przypływają tu stada wielorybów w liczbie od 3 nawet do 5 tysięcy. Zostają tu aż do marca, by rodzić młode. Niedaleko brzegu widać długi most łączący ląd z małą wysepką. Nam niestety nie udało się po nim przejść ponieważ, przyjechaliśmy późno i robiło się już ciemno, podziwialiśmy go z daleka.

Cayo Levantado – wyspa Bacardi

W Samanie i okolicznych wsiach, miejscowi oferują wycieczki łodzią na malutką rajską wsypę Cayo Levantado. Ceny różnią się w zależności od ilości osób i rozmiarów łodzi. Najlepiej jest negocjować cenę z miejscowymi i wcześniej zobaczyć łódź, którą macie płynąć.

Wyspa nie jest duża, część jej powierzchni należy do znajdującego się na niej hotelu, pozostały obszar przeznaczony jest do użytku publicznego. Na miejscu zostaliśmy zaproszeni do jednej z kilku znajdujących się tu plażowych restauracji. Jedzenie takie jak wszędzie, czyli ryby i owoce morza, ale świeże i bardzo smaczne. Czas pzyjemnie mijał na smażingu i moczeniu się w cieplutkiej wodzie.

To z czego niewątpliwie warto skorzystać podczas wycieczki na Cayo Levantado to rejs z możliwością podziwiania Humbaków. Miejscowi chętnie Wam w tym pomogą i zabiorą w najlepsze znane im miejsca.

 

Las Galeras

Las Galeras znajduje się na końcu półwyspu Samana, niecałe 30 minut jazdy samochodem od miasta Santa Barbara de Samana.
Wciąż pozostaje małą i spokojną wioską rybacką, z dala od turystyki masowej, z urzekającymi plażami. Obcokrajowcy głownie Włosi, Francuzi i Niemcy stworzyli tu małą społeczność, która prowadzi hostele, sklepy, restauracje, bary i biura turystyczne.
Czas płynie tu w rytmie typowej Karaibskiej muzyki: Merengue, Bachata i Salsa.

Jest to NASZ NUMER 1 na Samanie!!!

W pobliżu miasteczka znajduje się punkt widokowy, na który można dotrzeć pieszo, podjechać autem lub mototaxi. Nieopodal są również jaskinie i słynne „boca del diablo”. To imponujący otwór, w którym fale pędzą w górę naturalnego kanału i wystrzelają z dziury w skałach. 

El Salto del Limon

Do wodospadu El Limon mieliśmy dwa podejścia. Za pierwszym razem wyruszyliśmy z Jose z samego rana, by na miejscu uniknąć tłumów . Podczas drogi, w miasteczku El Limon zastaliśmy widok jak po kataklizmie. Wszędzie rozbite szkło, wszystkie sklepy pozamykane i pozrywane trakcje elektryczne. Na pytanie 'que pasa'?  Dostaliśmy odpowiedź ” fiesta de la luz” („zabawa na cześć światła). Zawróciliśmy i postanowiliśmy jechać inna drogą. Im bliżej naszego celu, tym więcej mijaliśmy zniszczeń na drogach, szkło, kamienie, zwalone drzewa.

W jednym miejscu droga była zagrodzona i musieliśmy czekać, aż policja zrobi przejazd. Po kilku nawrotkach dotarliśmy do wejścia, gdzie mieliśmy rozpocząć wędrówkę do wodospadu. Jose poszedł załatwić wszystkim gumiaczki, jednak wrócił ze złymi wiadomościami.

Lokalny strajk


Okazało się że, „fiesta de la luz” to nic innego jak strajk mieszkańców. Powodem protestów był okresowy dostęp do elektryczności w wiosce El Limon. Dla mieszkańców żyjących w głąb lądu, prąd był włączany tylko na kilka godzin w ciągu dnia, gdy miejscowości na wybrzeżu miały stały dostęp do elektryczności. Na znak protestu mieszkańcy okolicznych wsi, zniszczyli całe zaplecze elektryczne w postaci słupów i przewodów dostarczających energię oraz postanowili nie pracować w ten dzień. Trochę pokrzyżowało nam to plany, bo nie mogliśmy dostać się do wodospadu, ale na drugi dzień wszystko miało wrócić do normy. Kontynuowaliśmy wycieczkę do miasta Samana, z powodu utrudnień na drodze i licznych barykad, wybraliśmy inną drogę.  

Pośrodku burzy

Nie był to koniec przygód. Po zmianie trasy napotkaliśmy na kolejną barykadę, wielkie drzewo, które blokowało przejazd. Podszedł do nas jeden z miejscowych i powiedział o protestach i że może załatwić z miejscowymi że nas przepuszczą. Przepuszczą chętnie, ale za drobną opłatą. Już mieliśmy rezygnować i wrócić do Las Terrenas, gdy z naprzeciwka szedł w naszym kierunki inny miejscowy z ponad metrową maczetą……..

Chwila grozy

Wszystkich nas zamurowało. Nie mieliśmy pojęcia co robić, czekać czy uciekać?
Szedł zdecydowanym krokiem, w momencie gdy był na wysokości drzwi wyciągnął rękę żeby się przywitać, jak z dawno nie widzianym kumplem(?!) Nie zdążył nic powiedzieć, ktoś nagle krzyknął i w sekundzie na całej ulicy nie było żywej duszy, gościa z maczetą też nie. Na motorach i jeepach nadjechała policja. Dwóch mundurowych zeskoczyło z paki, odbezpieczyli shotgun’y i oddali kilka strzałów w powietrze.

Jeden z policjantów podszedł do nas i powiedział, że odblokują drogę i będziemy mogli pojechać dalej. Za 200 peso (15zł) zostaliśmy jeszcze odeskortowani przez jednego z miejscowych. Na końcu okazało się że miał ze sobą broń i jako jedyny nie uciekał przed policją. Wmówiliśmy sobie że, był tajnym policjantem.

Wszyscy wyszli cało

Mimo takich przygód nie odczuliśmy zagrożenia i bezpośredniej agresji w stosunku do nas. Miejscowi walczyli o swoje prawa i nie chcieli narażać, ani mieszać w to turystów, ale jak zwykle wykorzystali szanse na zarobek.

Na drugi dzień dotarły do nas wiadomość, że wieczorem w tamtym rejonie wybuchły małe zamieszki. Policja rekwirowała motory, używała gazu i nie patyczkowała się z najaktywniejszymi protestującymi. Tak jak nam powiedziano protest trwał 1 dzień, więc następnego dnia bez problemu dotarliśmy do wodospadu, a na trasie widać było resztki zniszczeń po minionych wydarzeniach. Ludzie wrócili do swoich codziennych obowiązków, zachowując się jakby nic się nie wydarzyło. 

W końcu dotarli..


El Salto del Limon
czyli jedna z najbardziej znanych atrakcji półwyspu Samana, znajduje się w pobliżu wioski el Limon. Dojazd z Las Terrenas zajmuje ok 30-40 minut samochodem, oczywiście kursują też Guagua, które zatrzymują się w przy wejściach do wodospadu. Znajduje się tu kilkanaście dróg prowadzących do wodospadu, każdy znajdzie coś dla siebie. Od ścieżek typowo spacerowych i krótkich po dłuższe trasy trekingowe. Oprócz pieszej wycieczki można skorzystać z pomocy koni i na ich grzbietach dostać się do wodospadu.

Musicie pamiętać, że trasa wiedzie przez las i ZAWSZE jest tam błoto, bez względu na pododę czy porę roku.  Polecamy wziąć buty, które sprostają trudom terenu, część z nas miała buty do wody, które można prać i bo błocie nie ma śladu. Istnieje też możliwość wypożyczenia gustownych kaloszy przy wejściu, takie jak na zdjęciu poniżej:)

Musicie pamiętać, że trasa wiedzie przez las i ZAWSZE jest tam błoto, bez względu na pododę czy porę roku.  Polecamy wziąć buty, które sprostają trudom terenu, część z nas miała buty do wody, które można prać i bo błocie nie ma śladu. Istnieje też możliwość wypożyczenia gustownych kaloszy przy wejściu, takie jak na zdjęciu poniżej:)

Po dotarciu do kas, czekało nas jeszcze zejście po wielu schodach i przejście przez rzekę. Na miejscu dzikie tłumy, które na szczęście wyruszały już w drogę powrotną i zostaliśmy sami. Z 52 metrów, w kilku strumieniach, woda spada z ogromnym hukiem, tworząc niezwykłe widowisko. Dla kogoś kto lubi naturę miejsce jest idealne. Można bez problemu wejść do wody, należy uważać na śliskie i nierówne podłoże. 

Las Terrenas

To kurort, ale nie typowy z karuzelami, promenadą i głośną muzyką. Samo centrum miasta, nie jest jakieś zachwycająco piękne, ale ma swój klimat. Jest tam spokojnie, czas płynie wolno a bachata rozbrzmiewa z barów przy plaży. Wieczorem miasto budzi się. Znajdziecie tu kilka miejsc, gdzie można potańczyć lub posiedzieć przy cuba libre i delektować się wakacjami! W samym Las Terrenas jak i w pobliżu znajdziecie kilka dużych i pięknych plaż.

Atrakcje w okolicy:

Playa Bonita

Playa Las Ballenas

Długa, szeroka plaża znajdująca się w samym Las Terrenas. Swoją nazwę zawdzięcza  trzem skałom znajdującym się kilkaset metrów wgłąb oceanu, które swoim kształtem przypominają 3 płynące wieloryby. Można ją umownie podzielić na kilka stref: pierwsza i największa część dla plażowiczów z licznymi barami serwującymi najlepsze drinki w okolicy;
druga część gdzie od samego rana do ok 13:00 miejscowi rybacy sprzedają świeżo złowione ryby (trochę mniej zadbana);
ostatnia część najmniej zagospodarowana, gdzie można  na uboczu delektować się widokami.

Playa Coson

Ta plaża również zachęca swoją długością i szerokością, jednocześnie jest dość niebezpieczna. Miejscowi ostrzegali nas przed kąpielą, z powodu dużych fal i silnych prądów. Kilka osób straciło tu życie…

Playa Punta Popy

Obok Playa las Ballenas znajduje się kolejna plaża Punta Popy, nieco na uboczu przez co jest tam spokojniej. Jest dobrym miejscem do uprawiania sportów (bieganie, siatkówka, piłka plażowa) tak by nie przeszkadzać innym. Plażowaliśmy tam kilka godzin cały czas grając w piłkę lub siatkówkę. Bardzo się wyszaleliśmy razem z Jose. Podczas drogi powrotnej zwierzył nam się, że nigdy w sowim życiu nie grał w piłkę nożną ani siatkówkę. Był to jego pierwszy raz i poszło mu świetnie! Okazuje się, że osoby z niepełnosprawnością nie mają tam łatwo, system nie zapewnia im możliwości o jakich słyszymy u nas. 

Jaskinia w Las Terrenas

Została odkryta w trakcie budowy drogi do Las Terrenas, Podczas wysadzania skał znaleziono ogromną grotę, która teraz jest atrakcją turystyczną po drodze do miasteczka.

Damajagua – 27 charcos (wodospady)

Trochę ponad 200 km na północny zachód od Las Terrenas, w pobliżu Puerto Plata znajduje się jedna z ciekawszych atrakcji dla lubiących adrenalinę. Damajagua jest niepowtarzalnym miejscem, gdzie teren przybrał formę długiego kanionu, tworząc
27 naturalnych wodospadów. Będąc tam można wynająć przewodnika, który przeprowadzi was wzdłuż całej trasy wprost do miejsca, gdzie można skakać do naturalnych basenów nawet z 11 metrów(!), wspinać się po drabinkach i zjeżdżać po naturalnych zjeżdżalniach. W cenie biletu wstępu dostaniecie kask i kamizelkę dla bezpieczeństwa. Obowiązkowo przydadzą się buty do wody.

Dominikana – Bayahibe i okolice

Drugim miejscem gdzie zatrzymaliśmy się na dłużej, było Bayhibe – mała miejscowość na południe od La Romany.

Z Punta Cana do Bayahibe można  dostać się transportem publicznym, niestety nie jest to łatwe, mimo małej odległości (ok 70km). Jadąc z Punta Cana trzeba kierować się na miejscowość Higuey. Następnie busem w kierunku La Romana, a na sam koniec wysiąść na zjeździe z autostrady i czekać na kolejny busik lub skorzystać z pomocy moto taxi albo autostopu. W drodze można nawiązać nowe znajomości.

Bayahibe

Jest to mała wioska, w której głównie znajdują sie apartamenty i hostele. Czas płynie tu w wolnym tempie, jest to miejsce idealne dla kogoś kto chce odpocząć z dala od dzikich tłumów turystów i hoteli allin. Natomiast jest to dość popularne miejsce, na weekendowe wycieczki wśród lokalsów. Przyjeżdżają tu całymi rodzinami, grilują i dobrze się bawią. Plaża w połowie jest publiczna. 

Mieszkaliśmy tu w dwóch apartamentach, niestety już nie z tak wspaniałym widokiem jak wczwśniej, ale za to w samym centrum miasteczka, bardzo blisko plaży. Marquis Bayahibe

Wyspa Saona

Obowiązkowym punktem jest słynna wyspa Saona, która znajduję się około 45min łódką od Bayahibe. Są dwie opcje z których można skorzystać. Pierwszą jest wycieczka katamaranem (ok 30-40 osób). Drugą wynajęcie prywatnej łódki z kapitanem i pełną swobodą spędzania czasu.-Polecamy tą opcje:)

Nasz przyjaciel 2Pac


My skorzystaliśmy z pomocy naszego znajomego o zabawnej ksywce 2pac, którego poznaliśmy rok wcześniej. Tutaj jest link do jego profilu na FB, gdzie możecie się z nim skontaktować powołując się na nas, załatwi wszystko:). Za każdym razem spisał się na 100%, mogliśmy również na niego liczyć podczas organizacji naszego ślubu, przeszedł samego siebie ! 🙂

[więcej o Saonie pialiśmy w pierwszym wpisie o Dominikanie tutaj]

Płynąc na Saonę, zatrzymacie się w naturalnym basenie na morzu, gdzie woda jest do pasa mimo  odległości ok. 200 m od brzegu.

Mano Juan – mała wioska, gdzie można kupić pamiątki z kolorowych budek i odwiedzić centrum zajmujące się opieką i ratowaniem żółwi morskich.

Kolejnym celem na wycieczkę jest wyspa Catalina, mniejsza od Saony i bardziej polecana osobom lubiącym nurkowanie.

Bayahibe jest również dobrym miejscem dla nurków, w samej miejscowości znajduje się  kilkanaście miejsc do nurkowania w zależności od umiejętności. Można nurkować na głębokość do 40m oraz przeszukiwać zatopione statki. Fajne centrum nurkowania to Casa Daniel tutaj możecie dowiedzieć się więcej oraz sprawdzić cenniki.

San Rafael de Yuma- ahh te Karaiby

Centrum administracyjne okręgu Higuey. Udaliśmy się tam do miejscowego urzędu stanu cywilnego, by załatwić formalności związane ze ślubem (tak to ten w tle na zdjęciu).

Na zachód od ujścia rzeki Yuma znajduje się wieś Boca de Yuma. Trafiliśmy tam przypadkiem, a miejsce zrobiło na nas spore wrażenie. Typowa Dominikańska wioska, nie przesiąknięta turystyką. Okolica wokół rzeki pozwalała poczuć się jak w głębokiej amazońskiej dżungli, dookoła lasy, a w powietrzu latające pelikany polujące na ryby. Wjeżdżając do miasteczka kilku miejscowych nagabywało nas na wycieczki łódką wgłąb, rzeki oraz na okoliczne plaże. Kilka kilometrów na zachód od wioski znajduje się Park Narodowy Del Este, jeden z największych parków narodowych w kraju.

Podobne wpisy

9 Comments

  1. Krzychoo pisze:

    Rozmawiałem wstępnie z rodziną. Na Dominikanie chciałbym umrzeć.
    Najlepszy post ever!

  2. Ila Carberry pisze:

    With thanks! Valuable information!

  3. Monii pisze:

    Bardzo mało jest w sieci informacji o Dominikanie na własną rękę, a ja właśnie nie wyobrażam sobie siedzieć w jednej lokalizacji. Super motywujący do organizacji wpis

    1. coupleaway pisze:

      Dziękujemy! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podróżniczy newsletter

Zapisz się do naszego newslettera aby być na bieżąco
Z naszymi podróżniczymi wpisami i produktami.

Trwa wysyłanie proszę czekać :)

Wysyłanie powiodło się :)

Zapisując się na nasz newsletter akceptujesz zgody zawarte
w regulaminie.